Przejdź do głównej zawartości

Zawierzenie się Maryi – czym ono jest, jak to zrobić i dlaczego warto?


Zawierzenie się Maryi jest czymś bardzo pięknym i pomocnym, do tego dziś staje się Bogu dzięki coraz bardziej popularne, ale musimy wiedzieć dobrze czym ono jest, i czego tak naprawdę chcemy, by mogło ono przynieść odpowiednie skutki. Dlatego wytłumaczymy sobie tutaj, czym ono jest, dlaczego warto i jak je konkretnie realizować.


Czym jest zawierzenie się Maryi?


Etymologicznie możemy wyróżnić kilka różnych określeń na tego rodzaju akt; według niektórych słowa te określają zupełnie odrębne rzeczy, według mnie natomiast są to raczej różne aspekty lub stopnie tego samego aktu. Słowa te to:

      • Zawierzenie: wiąże się ono z wiarą, zaufaniem, powierzeniem komuś czegoś cennego (tutaj: nas – Maryi), żeby ta osoba się o to troszczyła; wyraża to prawdę, że Maryja lepiej się o nas zatroszczy i nas zabezpieczy niż my sami.

      • Oddanie: tzn. przekazanie komuś czegoś na własność, rezygnacja z praw właściciela do czegoś, obdarowanie kogoś czymś cennym; tutaj: pozwolenie, by to Maryja była „właścicielką” naszego życia, wszystkich spraw, naszych modlitw i w ogóle nas samych, by nami rozporządzała tak jak Ona chce; nie należy potem wracać do siebie, ani też odbierać Maryi naszego życia (bo to nienajlepiej się kończy, tak na marginesie); Ona znacznie lepiej od nas wie, jak i do czego się nami posługiwać i jakimi drogami nas prowadzić, żebyśmy byli szczęśliwi.

      • Ofiarowanie: złożenie w ofierze, całkowita rezygnacja z czegoś, by w ten sposób uczcić kogoś (zwł. Boga); bezinteresowny dar, wyrzeczenie, najwyższy gest miłości; tutaj chodzi o to, by ofiarować się Maryi, tzn. uczcić Ją przez całkowity dar z siebie (po to, by Ona mogła nas ostatecznie ofiarować Bogu); znaczy to także żyć w całkowitej zależności od Jej, a więc i Bożej, woli (a więc i przyjmując wszystko, co nam będzie dawać, włącznie z łaskami trudnymi i wymagającymi, a nawet bolesnymi – ale Jej miłość sprawia, że wszystko staje się możliwe do udźwignięcia).

      • Poświęcenie: czyli oddanie Bogu na wyłączną własność, wyłączenie poza sferę profanum; silnie łączy się z ofiarowaniem, ofiarą; tutaj: poświęcić się Maryi, tzn należeć już wyłącznie do Niej, a poprzez Nią – tym doskonalej należeć do Boga; już nie należymy do samych siebie, tylko do Niej, razem ze wszystkim co mamy, żeby Ona mogła nas uświęcać; jakby mistyczna śmierć z miłości, by narodzić się na nowo razem z Chrystusem (m.in. stąd wypływa powiązanie Maryi z sakramentem chrztu: w wodach rodzenia ginie stary człowiek, by narodził się nowy, zjednoczony ze Zmartwychwstałym Chrystusem). O ile ofiarowanie czy oddanie kojarzy się z czymś bardziej punktowym, jednorazowym, ostatecznym, o tyle poświęcenie dotyczy czasu, który następnie przechodzi w Wieczność: dobry sługa Maryi pozostanie z Nią zjednoczony nie tylko przed śmiercią, ale, co ważniejsze, i po niej.

    Jednakże powyższe określenia nie wyczerpują bynajmniej tego, czym jest owo zawierzenie/oddanie/ofiarowanie/poświęcenie się Maryi. Jest ono bowiem również, może przede wszystkim, naśladowaniem samego Chrystusa. On sam zawierzył się Maryi, gdy się w Niej stał człowiekiem (co wyraźnie podkreśla św. Ludwik de Montfort); Jezus żył przez większość czasu w całkowitej zależności od Niej, w bliskości z Nią; Jej wola jest całkowicie zjednoczona z wolą Trójcy Św., dlatego może i jest Jej we wszystkim posłuszny (jak w Kanie); najdoskonalej Ją ukochał, i nam dał tego przykład; a skoro mamy dojść do uświęcenia przez naśladowanie Go, to mamy Go naśladować również w tym aspekcie.

    Jest to jednak nie tylko naśladowaniem Chrystusa; jest to również spełnieniem Jego wyraźnej woli. Na Krzyżu Jezus zawierzył nas Maryi, ustanawiając więź między Nią a wszystkimi wierzącymi razem i każdym z nas z osobna, w osobie św. Jana Ewangelisty; a więc zawierzając się Maryi tylko urzeczywistniamy subiektywnie w swoim życiu to, co Jezus dokonał już na Krzyżu obiektywnie, jako nieodłączną część dzieła Odkupienia.

    Wiemy już mniej więcej, czym to zawierzenie jest; napisałem: mniej więcej, ponieważ dopiero długotrwałe praktykowanie go pozwala je zgłębić, a w całej pełni poznamy jego wielkość dopiero w Niebie. Otóż powodów tych jest co najmniej kilka:

    Po pierwsze, Maryja zawsze sama prowadzi nas do Jezusa – jest drogą krótką, łatwą, doskonałą i pewną (św. Ludwik):

      • krótką, bo nie można na niej zabłądzić, i szybciej się po niej idzie; Ona sama układa nam życie i nas prowadzi z zawrotną prędkością do świętości, o ile tylko my staramy się za bardzo nie przeszkadzać.

      • łatwą, bo Ona sama dodaje nam sił, nie każe nieść więcej niż możemy unieść i pomaga udźwignąć wszystko, co nam daje. Ona rzeczywiście sama dodaje nam sił, łagodzi każdy ciężar, pomaga przezwyciężyć każdą trudność.

      • doskonałą, bo sam Bóg uczynił Ją doskonałą i skoro On sam, Najświętszy i Najczystszy, tą drogą do nas przyszedł, to i my możemy nią dojść do Niego; Ona nas doskonale doprowadzi do celu, którym jest On sam.

      • pewną, bo Ona nie oddziela nas od Boga, ale do Niego prowadzi, co potwierdzają niezliczone przykłady świętych, którzy osiągnęli świętość właśnie z Jej pomocą; więc nie musimy się na tej drodze bać, że pobłądzimy, a jeśli jesteśmy w jakimś błędzie, to Ona nas z niego będzie się starała wyprowadzić, respektując naszą wolność, rzecz jasna.

    Po drugie, Ona wie lepiej, jak się nami posługiwać, jak rozporządzać naszymi zasobami duchowymi i materialnymi; Ona jest naszą Matką i chce tylko naszego dobra, więc na pewno będzie posługiwać się tym wszystkim lepiej niż my sami.

    Ona może wziąć nasze niewielkie i skażone egoizmem uczynki i zasługi i połączyć je ze swoimi, oczyścić je i uświęcić, tak, żeby Pan Bóg mógł się nimi posłużyć dla Swojej chwały oraz dla dobra naszego i naszych bliźnich.

    Ona doprowadza nas najdoskonalej do zjednoczenia z Chrystusem, bo Ona Go zna jak nikt inny, i jest z Nim najściślej zjednoczona (a więc i nam może dać udział w tym zjednoczeniu).

    Ona jest najdoskonalej zjednoczona z Chrystusem również w dziele Odkupienia, i to do tego stopnia, że przez wieki słusznie nazywano Ją, i gdzieniegdzie dalej się Ją nazywa, Współodkupicielką – bo wszystkie łaski, jakie Jezus wysłużył nam na Krzyżu ze Sprawiedliwości, Ona wspólnie z Nim wysłużyła z Miłosierdzia, i jest jak nikt inny zjednoczona z Jego Miłością, pokazując nam, że my też możemy łączyć naszą miłość i nasze cierpienia i ofiary z miłością, cierpieniem i ofiarą Jezusa, by tak być bliżej Niego i, mówiąc obrazowo, przynieść Mu ulgę i pomóc Mu zbawiać świat; zawierzenie nas Jej jest nierozerwalnie związane z całością tego Dzieła, więc żyjąc nim my też mamy w nim większy udział i dzięki Maryi możemy znaleźć się najbliżej Jezusa w Jego śmierci i w Jego chwale niż ktokolwiek inny.

    Skoro wiemy już, czym jest zawierzenie się Maryi i jakie są korzyści z niego płynące, to zastanówmy się teraz, jak można praktycznie realizować to zawierzenie w swoim życiu. Św. Ludwik zaleca pewne praktyki zewnętrzne (jako, że jesteśmy istotami duchowo-cielesnymi, takie zmysłowe „pomoce” bywają zazwyczaj bardzo przydatne); są to: uroczyste ofiarowanie się Jej i ponawianie tego aktu, modlitwy (różaniec!!!), postanowienia, wspólnoty maryjne, pielgrzymki, posty; noszenie Jej medalików, szkaplerzy itp. oznak; szerzenie Jej chwały, dzieła miłosierdzia (najlepiej jakieś konkretne rzeczy).


Święty zaleca także pewne specyficzne praktyki wewnętrzne, tzn. pewne postawy wewnętrzne, których mamy się uczyć żyjąc tym poświęceniem się Matce Bożej. Chodzi o to, by wszystko robić z Maryją, w Niej, przez Nią i dla Niej:

      • z Nią – tzn. stawiać Ją sobie za wzór, pytać się co Ona by zrobiła na moim miejscu;

      • w Niej – tzn. trwać i wzrastać w duchowej, wewnętrznej, intymnej łączności z Nią;

      • przez Nią – tzn. w całkowitej zależności od Jej Woli; wyrzekać się własnej woli i skażonych egoizmem motywacji, a prosić, by to Ona nami kierowała, by podpowiadała nam, co i jak mamy robić i mówić, by to Ona sama układała okoliczności tak jak chce;

      • dla Niej – żeby na wszelkie sposoby okazywać Jej naszą miłość, i by wszystko oddawać Jej jako celowi bezpośredniemu, żeby Ona potem mogła to oczyścić, udoskonalić i tak oddać Bogu.

    Poza tym warto też prosić Ducha Świętego, by pomagał nam poznawać Maryję i Ją kochać – sami nie damy rady, a On jest Jej Oblubieńcem, więc zna Ją najlepiej i kocha najbardziej.

    Należy także uczyć się od mistrzów, tzn. tych, którzy najbardziej zgłębili życie maryjne i pozostawili innym wzór czynem i słowem; należy czytać, słuchać, rozmawiać, modlić się za wstawiennictwem świętych.


    Poza tym dobrze jest jeszcze dzielić się tym z innymi, dawać świadectwo postawą, czynem, słowem – ale wszystko w całkowitej zależności od Maryi, żeby kierować się Jej wolą a nie swoim egoizmem.


Zawierzenie się Maryi ma wiele aspektów, które są tym doskonalsze, im bardziej bezinteresowne; jest naśladowaniem Chrystusa i spełnianiem Jego woli. Maryja sama prowadzi nas do Niego, o ile Jej na to pozwolimy, i robi to lepiej niż my sami, dlatego warto się Jej tak oddać. Konkretnie należy kierować się we wszystkim Jej wolą i miłością do Niej, podejmując też jakieś konkretne, zewnętrzne dzieła, które będą nam w tym pomagały, w modlitwie i z pomocą świętych. Powstało wiele lepszych czy gorszych książek opisujących to zawierzenie, rekolekcji 33-dniowych, a także są zwł. w Internecie całe zbiory świadectw osób, które się tak oddały Matce Bożej i odczuwają tego pozytywne efekty. Ze swojego doświadczenia powiem tyle: Poświęć się całkowicie Maryi, a na pewno nie będziesz nigdy tego żałować!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ladies, you don’t need to dress naked to be beautiful

  Temat nieco kontrowersyjny, i ostatnio znów budzący wiele emocji. Jest to temat szczególnie delikatny i wrażliwy dla płci pięknej (choć w rzeczy samej jest on dość istotny dla każdego człowieka w ogóle). Chodzi mianowicie o kwestię ubioru. Jest późna wiosna, zaczyna więc robić się gorąco za oknem i na ekranie. Stało się to iskrą, która sprawiła, że rozgorzała żarliwa dyskusja wokół palącego pytania: Czy kobietom wolno się ubierać jak chcą? Jak ktoś kiedyś stwierdził: „Możesz się ubierać jak chcesz”. Z tym, że zaraz potem dodał: „Ale inni ludzie też mogą interpretować Twój wygląd jak chcą”. Warto się chwilę zastanowić nad tym zdaniem. Jak ludzie wokół mnie będą odbierać to, jak się ubieram? Jaki wpływ chcę na nich wywrzeć? Jak chcę, żeby odczytywali mnie, moją osobowość, tożsamość, wartości, jakimi się kieruję? Są to pytania, na które warto sobie odpowiedzieć, by ubierać się świadomie, by własny wygląd stawał się narzędziem, za pomocą którego możemy kształtować nasz

PIĘTA MARYI czyli NASZA ROLA W WALCE DUCHOWEJ CZASÓW OSTATECZNYCH

Jednym z kilku możliwych wyjaśnień tytułu Matki Bożej, jaki Ona sama na zawsze związała ze swymi objawieniami danymi Juanowi Diego w Meksyku niemal pół tysiąca lat temu, jest „Ta, Która Miażdży Głowę Węża”. Do obrazu Maryi, Niepokalanej Dziewicy, która swą pokorą, wiernością i zaufaniem Bogu obraca w perzynę nadętą pychę Nieprzyjaciela, przez wieki odwoływało się wielu maryjnych pisarzy i świętych, np. św. Ludwik Maria Grignon de Montfort czy św. Maksymilian Maria Kolbe. Co więcej, również Ona sama odwołuje się do tego wzoru, m.in. w lokucjach udzielanych ks. Stefano Gobbiemu. Jednak, o czym wprost mówią zarówno wyżej wspomniani święci, jak i sama Maryja, Jej zwycięstwo, zapowiadany w Fatimie Tryumf Jej Niepokalanego Serca, nastąpi nie bez naszej współpracy, a nawet ofiary. Można, za św. Ludwikiem, stwierdzić, że Jej „piętą”, za pomocą której Ona „kruszy łeb Smokowi” (por. Godzinki o Niepokalanym Poczęciu NMP ) – a którą ze swej strony on usiłuje zmiażdżyć – jesteśmy my: ci, którzy zd

Czy choroba jest krzyżem?

Od pewnego czasu pojawiają się w Kościele opinie i nauczania, oparte na dość prostej tezie: choroba nie jest krzyżem. Tylko, czy ta teza nie jest zbytnio uproszczona? Już na samym poziomie językowym można stwierdzić, że w zakres znaczeniowy symbolu, jakim w kulturze chrześcijańskiej stał się krzyż, zdecydowanie wchodzi choroba, tak jak i każde inne cierpienie. Spróbujmy więc sięgnąć pod powierzchnię symbolu i wydobyć inne pytanie, które stało się podstawą dla tamtego: Czy Bóg chce naszego cierpienia i śmierci? Wielu chrześcijan entuzjastycznie zakrzyknie, że absolutnie nie, co gorsza popierając swoją tezę uzasadnieniami opartymi na Biblii, a nawet doświadczeniu. Wobec niezbitego, empirycznie udowadnialnego i powtarzającego się wielokrotnie na dzień fenomenu, że ludzie, nawet osoby głęboko wierzące, często cierpią i umierają, cały gmach ich argumentacji wydaje się jednak blednąć; tym bardziej, iż trudno raczej posądzać osoby wytrwale, nierzadko latami, bez widocznych (ani tym bardz