Ostatnio wzburzenie w polskim Internecie wywołał swoimi niepoprawnymi politycznie wypowiedziami pan prof. Bralczyk. Dla tych, którzy tego nie śledzą, poszło, mówiąc krótko, o traktowanie zwierząt jak dzieci (czy też szerzej – jak ludzi). Jest to trend faktycznie coraz bardziej popularny, ale – jak Pan Profesor słusznie zauważył – niebezpieczny.
Dlaczego? Czy zwierzęta nie mają uczuć? Albo czy może być coś złego w tym, że mówię do nich z miłością, zwracam na nie uwagę, dbam o ich potrzeby? Co złego w tym, że wejdę z pieskiem lub kotkiem do galerii handlowej, restauracji czy choćby i kościoła? W końcu one też potrzebują czuć się kochane, zauważone, dopieszczone, odczuwają emocje, ba, niektóre zwierzęta często są równie inteligentne jak kilkuletnie dziecko! Więc co w tym złego, że traktuję je jak pełnoprawnych członków rodziny – międzygatunkowej, owszem, ale jednak?
Albo co złego w tym, że jeśli czuję się pieskiem albo kotkiem, to będę żyć zgodnie z tą tożsamością, jaką dziś w sobie odczuwam? Przecież nikogo tym nie krzywdzę ani nie ranię. A w ogóle to przecież zwierzęta są na ogół dużo lepsze moralnie niż ludzie: nie zabijają dla sportu, nie ranią innych dla samej przyjemności, nie zatruwają Matki Ziemi… Mamy już XXI wiek, przyszedł czas rozliczyć gatunek homo sapiens za złowieszcze skutki jego wielowiekowej tyranii nad światem przyrody, która doprowadziła ją na skraj zagłady! Precz z antropocentryzmem i antropocenem – czas wejść w nową erę, w świat post-humanistyczny, gdzie będziemy budować horyzontalne więzi ze światem zwierząt, roślin i w ogóle z całym Uniwersum, traktując wszystkie jego elementy nie jak niewolników, których możemy do woli eksploatować dla własnych niecnych, egoistycznych interesów, ale jak osoby równe nam, podmioty praw! Czy taki świat nie będzie lepszy dla wszystkich? Bardziej zielony i harmonijny? Nawet, gdyby nasz gatunek miał w międzyczasie wymrzeć?
Przepraszam za ten przydługi wstęp, ale było to konieczne, by móc nakreślić nieco szerszą panoramę tego zjawiska, jakim jest coraz powszechniejsze uczłowieczanie zwierząt (i komputerów – AI…), idące jakoś w parze z postępującym zezwierzęceniem człowieka.
Już kiedyś mieliśmy taki okres w dziejach ludzkości, kiedy zamiast Boga prawdziwego, Stwórcy i Pana nieba, ziemi i wszystkiego, co w nich jest, czciliśmy zwierzęta, kamienie, drzewa, dzieła rąk własnych… już prorocy Starego Testamentu słusznie wykazywali głupotę takiego postępowania, wskazując, że czciciele takich bożków prędzej czy później sami się do nich upodabniają, i przypominając, że np. Egipcjanie (w czasie plag, m.in. żab czy komarów) zostali pokarani właśnie tym, co tak namiętnie czcili. Oczywiście dziś nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że pies, kot czy drzewo są jakimś bogiem, któremu trzeba oddawać boską cześć… aczkolwiek i to już się gdzieniegdzie zdarza. Natomiast bardzo często mówi się już o Gai, Matce Ziemi, Wszechświecie jako o istocie boskiej, czego różnymi przejawami są poszczególne zwierzęta, rośliny i inne elementy świata przyrody. Ba, niektórzy dodają do tej „boskiej zupy” także takie wytwory człowieka jak np. sztuczną inteligencję (jest w Ameryce sekta, która oddaje jej boską cześć). W ten sposób wracamy do panteizmu (wszystko jest bogiem lub jego emanacją) i do filozoficznego monizmu (odrębność poszczególnych bytów jest iluzją, wszystko jest tak naprawdę jednym bytem lub jego przejawami – fenomenami). Jak za starych, niedobrych czasów pogaństwa (do którego też, notabene, coraz więcej osób chce dziś wracać, nie wiedząc zazwyczaj kompletnie z czym to się tak naprawdę wiąże, ani że ich przodkowie przeszli na chrześcijaństwo wcale nie bez powodu). Przypomina się piosenka: „Ale to już było…”
Dla jasności: nie mam nic przeciwko zwierzętom, lubię je, nie krzywdzę ich, i uważam, że jeśli ktoś nie ma dość wrażliwości, by zaopiekować się zwierzęciem, to zabraknie mu jej również dla drugiego człowieka. Niemniej musimy mieć jasno poukładane w głowie: zwierzę to NIE człowiek! Zwierzę nie ma duszy rozumnej i nieśmiertelnej, choćby było niewiele mniej inteligentne od człowieka to i tak nie posiada samoświadomości ani wolnej woli, a co za tym idzie, w Niebie ich nie spotkamy (przepraszam za obalenie pewnych złudzeń). Zresztą w Niebie to Bóg będzie naszym Wszystkim, a jeśli jeszcze kogoś lub coś kochamy bardziej niż Jego, to będziemy musieli, niestety, oczyścić się z tego w Czyśćcu. Ale wróćmy do rzeczy.
Bóg tak stworzył świat, żeby to człowiek stanowił centrum stworzenia; jako byt duchowo-cielesny łączy w sobie świat duchowy z materialnym, stanowiąc niejako pomost pomiędzy tym ostatnim a jego i naszym Stwórcą. Stoimy jednakże niżej od Aniołów (choć dzięki współpracy z Łaską możemy im dorównać w Niebie; oczywiście najwyżej w Niebie są Jezus i Maryja, czyli ludzie), ale wyżej od całego świata materialnego z tej prostej racji, że to my posiadamy rozum i wolną wolę, za pomocą których możemy wybrać Boga i Jego Miłość (lub też ją odrzucić), a nie one. Mamy się mnożyć i zaludniać Ziemię, by czynić ją sobie poddaną, zgodnie z błogosławieństwem, jakie Bóg wypowiedział nad naszymi pierwszymi rodzicami w dniu, kiedy ich stworzył. Mamy być królami i panami stworzenia; zgadza się, nie tyranami, którzy umieją jedynie „się nachapać” kosztem wszystkich i wszystkiego dookoła, ale mądrymi i roztropnymi zarządcami, zarządzającymi światem materialnym i jego zasobami zgodnie z wolą Boga, tak, by zaspokajać własne potrzeby, a nie egoistyczne zachcianki. Ale zwierzęta, rośliny i w ogóle Wszechświat ma służyć człowiekowi, a nie na odwrót; człowiekowi, który stoi wyżej, a nie na równi.
Zresztą
już Adam odkrył, że zwierzęta nie są dla niego równymi
partnerami, bo nie są osobami; chodzi
o to, co Jan Paweł II w swojej „teologii ciała” określa mianem
pierwotnej samotności człowieka, którą rozproszyło dopiero
pojawienie się kobiety-Ewy. Człowiek jest z natury kimś
wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju, nie do zastąpienia przez
pieska, kotka ani komputer (ani przez lalkę seksualną). Człowiek
jest osobą i potrzebuje innych osób, by móc się rozwijać. To,
oczywiście, wiąże się z ryzykiem: drugi człowiek może mnie
zranić, odrzucić, wykorzystać, oszukać, podczas gdy zwierzę,
funkcjonując w oparciu o instynkt, nie jest zdolne do takich rzeczy.
Ale zwierzę nie umie też kochać tak, jak człowiek, jako że nie
posiada rozumu ani wolnej woli: a miłość jest przecież niczym
innym jak właśnie decyzją, ciągle odnawianą i pogłębianą, by
troszczyć się o dobro drugiej osoby, by pomagać jej w rozwoju i by
afirmować jej istnienie. Zwierzę może się co najwyżej przywiązać
(oksytocyna, serotonina, dopamina…), zwłaszcza kiedy człowiek
daje mu jeść i je pogłaszcze, ale nie jest zdolne do niczego
więcej. I dlatego nigdy nie zaspokoją naszego wewnętrznego głodu
miłości (którą to potrzebę, notabene, może do końca zaspokoić
wyłącznie sam Bóg). Psychologiczną potrzebę opiekowania się –
może i owszem, ale głodu prawdziwej miłości to już nie.
Coraz częściej widuję, jak ludzie wychodzą na spacer ze swoimi pupilami, zazwyczaj mając ich zresztą coraz więcej; przed niemal każdym sklepem stoi miseczka na wodę dla zwierzątek domowych; coraz częściej zdarza się też, że ktoś z ukochanym pupilem wchodzi do restauracji (w Polsce do kościoła jeszcze nie, ale to pewnie tylko kwestia czasu). Za to dzieci jakby coraz mniej (chyba, że obcokrajowców). Niepokojący trend…
Wszechświatowa harmonia taka, że nie wyrodzi się ona zaraz w dystopię, w której nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji może powstać tylko w jeden sposób: przez przyjęcie Bożego planu miłości i przez dobrowolne, pokorne poddanie się Jego Prawu, które wpisał w świat, ludzką duszę i Swoje Słowo. Tylko wtedy zapanuje prawdziwy ład i pokój. Nie przez ewolucję, zrównanie i połączenie wszystkich i wszystkiego ze wszystkim, ale właśnie przez przyjęcie tych zasad, które w Swojej nieskończonej mądrości ustalił sam Stwórca. A wśród tych zasad jest między innymi i ta, że człowiek stoi ponad zwierzęciem, i że do pełni rozwoju potrzeba mu „pomocy jakby naprzeciw niego”, a nie zwierzątka lub lalki. Inną taką zasadą jest ta, że człowiek został stworzony „na obraz Boży, jako mężczyzna i kobieta”, ale to temat na inny raz. Ostatecznie sprowadza się to do jednego: Zaufajmy całkowicie Stwórcy. On naprawdę wie, co robi. I wie to dużo lepiej niż my. Wymaga to oczywiście pokory, która jest bardzo trudna; ale prośmy, a otrzymamy…
Komentarze
Prześlij komentarz